niedziela, 10 lutego 2013

Potęga miłości



W całym zamku panował chaos. W Hogwarcie nie było miejsca, w którym nie było by coś związanego z tym świętem. Wszyscy byli podekscytowani dzisiejszym dniem, dniem zakochanych. Uczniowie chodzili rozpromienieni, pary szczęśliwe okazywały sobie uczucia na każdym kroku, nawet nauczycielom udzielił się walentynkowy nastrój. Sowy nie nadążały z przekazywaniem kartek z najróżniejszymi wyznaniami miłości, wszędzie bił po oczach róż oraz czerwień. W tym jednym dniu serca biły jednym rytmem miłości. Wszystkie, poza jednym.
- Co za tandeta - pomyślał zirytowany Draco siedząc w WS na obiedzie i patrząc z obrzydzeniem na kupidyny latające nad uczniami i rozsypujące różowe konfetti, które tuż nad ich głowami znikało. Zajęty patrzeniem na kupidyny, nie zauważył pierwszorocznej Krukonki, która zarumieniona podeszła do niego.
- Przepraszam.. - powiedziała cicho patrząc zawstydzona na młodego Malfoya. Ten dopiero ją dostrzegając westchnął cicho.
- Czego? - zapytał niezainteresowany.
- To dla Ciebie - powiedziała z delikatnym uśmiechem podając mu własnoręcznie zrobioną walentynkę.
- Jakie to słodkie - powiedział Blaise z uśmiechem siedząc obok Draco i widząc to. Ślizgon wziął kartkę patrząc na nią i podarł ją niewzruszony. Dziewczynka patrzyła na to zdziwiona, a do jej oczu napływały łzy.
- Ja… Zrobiłam ją specjalnie dla Ciebie – zapłakała cicho.
- Wsadź sobie w dupę tą walentynkę bachorze - warknął rzucając jej podartą kartkę przed nogi, po czym wstał i wyszedł spokojnie z WS. Młoda Krukonka spojrzała na walentynkę płacząc, a następnie wybiegła. Temu wszystkiemu bacznie przyglądał się dyrektor szkoły. Albus Dumbledore podszedł do podartej kartki i wziął ją po czym poszedł do swojego gabinetu z błyskiem w oku.

-Wzywał mnie Pan - powiedział blondyn wchodząc do gabinetu dyrektora.
- Owszem panie Malfoy, proszę usiąść - powiedział uśmiechając się dobrodusznie.
- Dziękuje, postoje - mruknął. Dyrektor kiwnął głową przyglądając mu się.
- Wie pan jaki dziś dzień? - zapytał.
- Czwartek? - zapytał kpiąco. Albus zaśmiał się cicho.
- Tak, a poza tym? - zapytał rozbawiony.
- Walentynki. Trudno było o nich zapomnieć kiedy wszyscy zachowują się jak idioci. Większymi niż są. Mógł pan sobie również darować te kupidyny - mruknął blondyn patrząc na jednego z kupidynów, który na tę wzmiankę strzelił małą strzałą, która trafiła w rękę Ślizgona i uciekł. Draco warknął zły masując sobie obolałą rękę.
- Nie umie pan szanować cudzych uczuć panie Malfoy. A to bardzo cenna umiejętność, której niestety pan nie posiada. Widziałem co wydarzyło się w WS, Alison Stone wciąż płacze - powiedział Albus wstając.
- To ta mała? Mogła mnie nie irytować tą beznadziejną walentynką - powiedział Ślizgon spokojnie.
- Liczy się gest -powiedział Albus.
- Po to mnie pan tutaj zaciągnął? Aby prawić mi kazania? - warknął wściekły, a dyrektor ponownie zaśmiał się cicho.
- Ależ skąd. Wiem, że to nic by nie dało. Mam coś co jak myślę nauczy pana pokory jak i mam nadzieje miłości - powiedział Dumbledore wyciągając podartą kartkę.
- To śmieszne - prychnął Draco widząc to. Albus spojrzał na niego współczująco. Sięgnął różdżkę i skierował na kartkę, która zmieniła się w przepiękną różę.
- Co, teraz mam się opiekować tą różą? – zakpił.
- Nie do końca. Kartka została zrobiona z uczuciem, którego pan nigdy nie zaznał. Ta róża to symbol miłości. Z każdym miesiącem będzie opadał jeden płatek róży. Gdy spadnie ostatni zostanie pan taki już na zawsze- powiedział Albus.
- Taki to znaczy jaki? – zapytał zmęczony już tą rozmową. Albus podał mu róże, która delikatnie zaświeciła.
- Proszę spojrzeć w lustro panie Malfoy – powiedział dyrektor wskazując na duże lustro po swojej prawej stronie. Ślizgon zdziwiony podszedł do lustra.
- Nie… To nie jestem ja! Co ty mi zrobiłeś starcze?! Odkręć to! W tej chwili! – wrzasnął wściekły odwracając się do dyrektora z mordem w oczach.
- Sam pan do tego doprowadził panie Malfoy – powiedział Albus siadając. Draco wściekły podszedł do biurka uderzając w nie pięścią z całej siły.
- Musi być jakiś sposób – wysyczał wściekły patrząc mu w oczy nie tyle już ze złością co z rozpaczą.
- Jest. Miłość. Musi pan pokochać kogoś ze wzajemnością. Musi pan zrozumieć co to miłość. – powiedział Dumbledore. Ślizgon załamany znowu podszedł do lustra patrząc na swoje odbicie i ściskając róże. Z odrazą patrzył na paskudne blizny na jego twarzy, na której w niektórych miejscach nie było skóry jakby była wypalona. Włosy niegdyś tak piękne platynowe, teraz nie było ich wcale. Nos i usta były zniekształcone, a całe jego ciało nie wyglądało lepiej.
- Kto by pokochał taką bestie jak ja? – szepnął zamykając oczy i spuszczając głowę.

Mijały dni. Król Slytherinu zaszył się w swoim dormitorium. Nie chciał się nikomu pokazywać. Nie z takim wyglądem. Od lat był uczony, że władza, status i wygląd są najważniejsze. Nocami wymykał się z dormitorium i chodził do biblioteki, zakradał się do działu ksiąg zakazanych szukając jakiegoś uroku, który przywróciłby jego dawny wygląd. Przejrzał wszystkie księgi, było ich tysiące, ale on wytrwale szukał. Nie chciał taki pozostać. W końcu zrozpaczony napisał do ojca. Lucjusz z początku bagatelizował to co napisał jego syn, ale ujrzawszy go od razu przeniósł Draco do Malfoy Manor. Nie mógł pozwolić, aby ktoś go zobaczył i zszargał dobre nazwisko Malfoyów. Lucjusz obiecał znaleźć sposób na odczynienie uroku co dało nadzieje Draco, która szybko minęła. Lucjusz nie mógł patrzeć na wstrętną postać syna. Szukał jakiegoś zaklęcia, eliksiru, który pomógłby, ale po roku zaprzestał. Malfoy Junior przez dwa lata patrzył w samotności jak róża więdnie i powoli opadają z niej kolejne płatki.
-"Cudownie" - pomyślał przygnębiony Draco patrząc na opadający płatek róży i spojrzał na drzwi zza których dobiegł głośny trzask. Zdziwiony wstał zakładając bluzę i kaptur, po czym wyszedł patrząc na Greybacka, który niósł jakąś nieprzytomną dziewczynę. Chciał dostrzec jej twarz, ale gęste włosy dziewczyny mu to uniemożliwiły.
- Kto to jest i po co ją tu przyprowadziłeś? - zapytał patrząc na nieznajomą, która powoli zaczęła się budzić.
- Jak to kto? Przyjaciółka Pottera.
- Granger? A po co ona tu?
- Pan kazał ją przyprowadzić.Nie pytaj mi się po jaką cholerę. Dostałem rozkaz żeby ją przyprowadzić, więc przyprowadziłem. Może Pan chce się dobrać? do Pottera przez jego szlamcie - powiedział poprawiając na swoim ramieniu Hermione, która z jękiem bólu złapała się za głowę.
- Idę zanim do końca się wybudzi. Nie mam ochoty targać kogoś kto wciąż mi się szarpie - powiedział Greyback idąc w stronę lochów. Draco spojrzał za nim patrząc na Gryfonkę. Wyrosła przez te dwa lata. I bardzo wypiękniała.
- "Nie to co ja" - pomyślał z sarkazmem i wrócił do pokoju kładąc się na łóżku i rozmyślając o obecności Hermiony w Malfoy Manor. Nie miał kontaktu z nikim z Hogwartu, nawet z Blaisem, choć byli kiedyś najlepszymi przyjaciółmi. Był ciekawy co się tam teraz dzieje. Nie wiedział, że po zamku chodziły różne plotki na jego temat. Powstały setki teorii na temat jego zniknięcia. Część uważała, że popełnił samobójstwo, inni, że ktoś go zamordował. Byli tacy co myśleli, że uciekł nie chcąc służyć Voldemortowi. Te trzy wydawały się uczniom najbardziej prawdopodobne. Nauczyciele nie reagowali na te plotki, bo sami nie wiedzieli co stało się z młodym Malfoyem. Jedyną osobą, która znała prawdę w zamku to Albus Dumbledore.

Ubrany w bluzę z kapturem postanowił odwiedzić swoją 'koleżankę' ze szkoły. Miał nadzieję dyskretnie dowiedzieć się co słychać w zamku. Nie mógł iść do niej z pustymi rękoma, więc poszedł do kuchni biorąc butelkę wody i jakąś kanapkę, po czym udał się do lochów, gdzie więziona była Granger. Kiedy dotarł na miejsce zobaczył dziewczynę siedzącą pod ścianą. Było widać, że jest zmęczona. Słysząc, że ktoś wszedł od razu podniosła głowę patrząc na zakapturzoną postać.
- Kim jesteś? - szepnęła Gryfonka. Blondyn nie wiedząc co odpowiedzieć rzucił pod jej nogi wodę i  kanapkę przyglądając się jej. Nie wiedział czy jest bardziej przestraszona czy bezradna. Była dla niego zagadką.
- Niech Cię to nie interesuje. Jedz - mruknął odwracając się do drzwi z zamiarem wyjścia.
- Chwila, poczekaj. - poprosiła niepewnie - Ja z skądś znam Twój głos. Czy my się znamy? - zapytała. Draco uśmiechnął się wrednie pod nosem delikatnie się do niej odwracając.
- Można tak powiedzieć - powiedział i zanim ta zdążyła coś powiedzieć Draco wyszedł zamykając jej cele.

Przez następne parę dni Draco przychodził do niej dając jedzenie, ale nie odzywał się. Nie reagował na jej zaczepki, pytania czy prośby. W duchu walczył sam ze sobą. Nie chciał się odezwać, bo bał się, że Hermiona domyśli się kim jest, że ściągnie jego kaptur i dowie się jaką bestią się stał. Z drugiej strony tęsknił za światem i szkołą. Chciał wiedzieć co dzieje się w zamku. Granger była w Malfoy Manor już 10 dni. Dzień nie zapowiadał się inaczej niż wszystkie. Jak zawsze Draco przyszedł do jej celi, podał tacę z posiłkiem i już miał wychodzić, gdy nagle coś pękło. Coś przełamało monotonię.
- Powiesz mi w końcu kim jesteś? - zapytała dziewczyna. Denerwowała już ją ta cisza. Była jak zawsze ciekawa. Musiała wiedzieć kim on jest, tym bardziej, że usłyszała jego głos i jest pewna, że go zna.
- Nie. - powiedział chcąc już wyjść
- Dlaczego nie?
- Bo nie. - odpowiedział zirytowany
- Ale dlaczego? Czego się boisz?- nie rezygnowała. - Wiesz kim jesteś? Tchórzem. Zwykłym tchórzem, który nie potrafi odsłonić swojej twarzy. Co, wstydzisz się ile osób zabiłeś? W końcu jesteś śmierciożercą, zwykłym mordercą bez uczuć.  - prowokowała. Draco wściekły odwrócił się do niej.
- Nie masz prawa tak o mnie mówić! Nic o mnie nie wiesz szlamo! - wrzasnął z furią.
- To mi powiedz. Kim jesteś? I dlaczego się chowasz? - zapytała nieugięta patrząc na niego wyzywająco. Draco zły ściągnął kaptur odsłaniając swoją twarz. Hermiona w szoku zakryła ręką usta.
- Dlatego - warknął patrząc jej w oczy z bólem.
- Malfoy - szepnęła wstając i niepewnie do niego podchodząc. Draco odruchowo cofnął się do tyłu.
- Nie zbliżaj się do mnie - powiedział cicho spuszczając głowę i wyszedł szybko.

Draco nie przychodził do niej przez parę następnych dni. Zlecił innemu śmierciożercy, aby zanosił jej jedzenie. Był wściekły, że szlama sprowokowała go do odsłonięcia się. Nigdy tego nie robił. Nie chciał, aby ktokolwiek go oglądał. Dlatego nie chciał do niej wracać. Niestety śmierciożerca, który go zastępował dostał misje, więc Draco ponownie musiał zanosić Granger jedzenie. Niechętnie wszedł do jej celi kładąc tace z posiłkiem niedaleko niej.
- Dlaczego masz kaptur? Już Cię widziałam - powiedziała cicho patrząc na niego.
- I co, chcesz znów zobaczyć? Żeby się pośmiać i pokpić? - warknął.
- Dlaczego miałabym to robić? - zapytała wstając i stając przed nim.
- Czy Ty jesteś ślepa Granger? Bo jestem potworem, bestią. - wysyczał wściekły. Hermiona podeszła do niego bliżej i zdjęła jego kaptur z głowy patrząc na oszpeconą twarz.
- Nie jesteś potworem. Może dupkiem o zimnym sercu, ale na pewno nie potworem. - powiedziała, chcąc go pocieszyć. Malfoy na te słowa lekko się zaśmiał pod nosem, przez co na twarz Gryfonki wkradł się delikatny uśmiech.
- Myślałam, że nie żyjesz. Dużo osób w zamku tak myśli - powiedziała nagle.
- Może i lepiej - powiedział siadając, a Hermiona usiadła obok niego.
- Co Ci się stało? Kto Ci to zrobił? - szepnęła niepewnie. Draco uśmiechnął się kwaśno pod nosem.
- Najsłynniejszy czarodziej świata magii, Albus Dumbledore - powiedział patrząc na jej reakcje. Ta delikatnie się zakrztusiła wodą, którą właśnie piła.
- Ale dlaczego? - zapytała w szoku. Ślizgon westchnął zamykając oczy i opierając głowę o zimną ścianę i opowiedział jej o walentynkach oraz dziewczynce. Pominął jednak fragment o tym, że odczynić urok może miłość.
- I nie ma sposobu, abyś powrócił do dawnego wyglądu? - zapytała głaszcząc go po dłoni.
- Nie, nie ma - odparł sucho, ale nie odtrącił ręki - W końcu kto pokochałby bestie - pomyślał przypominając sobie ostatnie słowa w gabinecie dyrektora Hogwartu, człowieka, którego nienawidził z całego serca. Z zamyślenia wyrwał go dreszcz zimna.
- Granger jak Ty tu dajesz rade spać? - zapytał.
- A mam jakiś wybór? - zapytała uśmiechając się wymuszenie. Malfoy zamyślił się wstając.
- Masz. - powiedział nagle. Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana nie wiedząc o co mu chodzi.
- Niedługo wrócę - powiedział i wyszedł.

Wrócił może po piętnastu minutach, z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
- Chodź - powiedział podając jej rękę.
- Ale dokąd? Będziesz miał, kiedy się dowiedzą, że to Ty mi pomogłeś opuścić cele. - powiedziała szybko.
- Spokojnie Granger. Załatwiłem pozwolenie na to, żebyś opuściła to pomieszczenie i załatwiłem Ci inne lokum. - powiedział nadal się uśmiechając.
- Co? O czym Ty mówisz? - zapytała zdezorientowana
- Nie patrz się tak tylko chodź - powiedział śmiejąc się. Nie czekając na to czy Gryfonka zacznie swój wykład wziął ją za rękę i pociągnął za sobą. Była bardzo zmęczona, a uświadomiła sobie to, gdy po raz czwarty miała pokonać schody. Nie miała sił dalej iść. Draco widząc jej zmęczenie wziął ją na ręce i zaniósł do komnaty. Kiedy doszli do pokoju Hermiona praktycznie spała wtulona w ramionach  Ślizgona. Malfoy delikatnie położył ją na łóżko przykrywając kołdrą. Ta wtuliła się natychmiast w poduszkę. Dracon usiadł na parapecie patrząc przez okno co jakiś czas zerkając na dziewczynę.

Mijały kolejne dni, w których Draco i Hermiona poznawali siebie nawzajem coraz bardziej. Ślizgon wciąż wstydził się swojego wyglądu, który młodej Gryfonce nie przeszkadzał. Nie obchodziło ją jak wygląda, liczyło się dla niej jego wnętrze. Bardzo go polubiła, stali się dla siebie przyjaciółmi. Draco codziennie zabierał ją na spacery do ogrodu, czuwał przy niej nocami, gdy spała. Była mu wdzięczna, bo przy nim czuła się bezpieczna. Nawet w takim miejscu jak Malfoy Manor. Byli teraz w jej pokoju leżąc na łóżku i śmiejąc się.
- Ty nie bądź taka mądra Granger - zaśmiał się opierając o ścianę - Slytherin z pewnością pokona Gryffindor w następnym sezonie w quidditchu. Nie znasz się, więc z pewnością mam racje - powiedział dumny.
- Pamiętaj, że znam się na różnych dziedzinach - wytknęła mu rozbawiona.
- No tak, mol książkowy - powiedział z uśmiechem.
- Fretka - zaśmiała się cicho rzucając w niego poduszkę, którą on w locie złapał bez problemu.
- Panna Wiem-To-Wszystko - odgryzł się odrzucając poduszkę zadowolony.
- Zarozumialec - powiedziała rozbawiona nie chcąc dać za wygraną.
- Szlama - wyrwało mu się zanim zdążył w ogóle pomyśleć. Kiedy zrozumiał co powiedział wściekły na siebie ugryzł się w język. Gryfonka zamarła w bezruchu słysząc jak ją nazwał.
- Nie chciałem.. - powiedział cicho. Granger nie słuchając go wstała i zamknęła się w łazience.
- Hermiona - powiedział podchodząc do drzwi.
- Odejdź stąd - warknęła odkręcając wodę w kranie, aby nie słyszał jej płaczu. Draco spuścił głowę i posłusznie wyszedł z pokoju. Słyszał jej płacz i bolało go to, nie chciał, aby cierpiała. Nie chciał jej zranić.
Tej nocy nie potrafił zasnąć. W jego myślach wciąż była Granger. Nie mogąc wytrzymać wszedł po cichu do jej pokoju. Ta spała już wtulona w poduszkę, miała podpuchnięte oczy od płaczu i smutny wyraz twarzy. Draco delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy kucając przy niej tak, że jego twarz była tuż przy jej.
- Wynagrodzę Ci to, obiecuje - szepnął całując ją w czoło. Hermiona poruszyła się przez sen, A Malfoy widząc to wstał i usiadł na parapecie. Wyszedł dopiero nad ranem kiedy młoda Gryfonka zaczęła się budzić. Nie chciał, aby wiedziała, że tam był.

Draco wrócił do jej pokoju parę godzin później.
- Możemy pogadać? - zapytał patrząc na nią. Hermiona, która wyglądała przez okno spojrzała na niego smutna.
- A mamy o czym? - zapytała cicho.
- Chcę Ci coś pokazać - powiedział podchodząc do niej i stanął za nią zawiązując jej oczy.
- Co Ty robisz? - zapytała zdezorientowana.
- To ma być niespodzianka - odpowiedział z delikatnym uśmiechem i złapał ją za dłoń, po czym poszedł z nią piętro wyżej. Szli w milczeniu, żadne z nich nie odważyło się go przerwać. W końcu stanęli.
- Mogę już zdjąć opaskę? - zapytała.
- Jeszcze chwila - powiedział zadowolony odsłaniając zasłony, po czym stanął za nią i zdjął jej opaskę.
- Niesamowite - szepnęła zachwycona patrząc na ogromną bibliotekę. Były tam książki z całego świata. Nie było widać jej końca. - Jeszcze nigdy nie widziałam tylu książek - zaśmiała się patrząc na to z uśmiechem. Drgnęła delikatnie kiedy Draco objął ją od tyłu.
- Wybacz mi - wyszeptał jej do ucha.

Po pokazaniu jej biblioteki Hermiona nie była w stanie nie wybaczyć Malfoyowi. Uzgodnili, że tamten incydent pójdzie w niepamięć i tak zrobili. Dalej w ciągu dnia rozmawiali, śmiali się, zbliżali do siebie. Draco był zadowolony z tego, że udało mu się przekonać Gryfonkę do wybaczenie. Zrobienie jej niespodzianki sprawiło mu przyjemność. Dlatego postanowił nie przestawać na jednej. Miał nadzieję, że i ta niespodzianka sprawi jej tak wielką przyjemność jak poprzednia.
Pewnego ranka przyszedł do niej z jakimś pudelkiem. Granger była w szoku, nie spodziewała się żadnego prezentu.
- Cześć Draco. Co tam masz? - zapytała ciekawa pudełka.
- Prezent dla Ciebie i nie rób sobie planów na wieczór, bo mam jeszcze jedną niespodziankę. - powiedział wrednie się uśmiechając. 
- Jakbym miała jakieś plany - prychnęła. Na co Draco się cicho zaśmiał pod nosem.

Zbliżał się wieczór. Hermiona siedziała w fotelu czytając książkę. Od czasu do czasu zerkając to na zegar to na pudełko, w którym była piękna suknia. Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi.
- Proszę
- A ty jeszcze nie gotowa? - zapytał widząc, że Gryfonka siedzi w fotelu nie przebrana.
- Gotowa na co? - zapytała zdziwiona wstając.
- Zobaczysz - powiedział z błyskiem w oku. Granger w odpowiedzi cicho się zaśmiała i poszła do łazienki po drodze zabierając pudełko. Po piętnastu minutach wyszła z niej już przebrana, miała nałożony delikatny makijaż i zrobioną idealną fryzurę.
- Wow. Wyglądasz nawet znośnie Granger - powiedział wrednie i puścił do niej oko
- Ty też nieźle się prezentujesz - odpowiedziała uśmiechając się
- Pani pozwoli. - powiedział podając jej rękę
- Powiesz mi dokąd mnie zabierasz? - zapytała ujmując jego dłoń
- To ma być niespodzianka - odpowiedział tajemniczo. Po czym udali się do wielkiej sali, która była specjalnie przystrojona na dzisiejszy wieczór.
- Draco Ty to zrobiłeś? - towarzysz kiwnął tylko głową - Ale kiedy? Jak? - dopytywała się zszokowana Gryfonka. Ślizgon zaśmiał się cicho
 - A słyszałaś o takim czymś jak magia? - zapytał rozbawiony jej reakcją
- Bardzo śmieszne. Nie łap mnie za słówka. Wiesz dobrze o co mi chodzi - odpowiedziała.
- Mogę prosić Panią do tańca? - zapytał szarmancko się uśmiechając. Ukłonił się i podał jej rękę.
- Oczywiście - odpowiedziała również się uśmiechając. Tańczyli na środku sali patrząc sobie w oczy. Hermiona nigdy nie czuła się tak wyjątkowo. W jego ramionach czuła się spełniona. Niczego więcej nie potrzebowała. Tak samo jak Draco. Ważne, że miał ją w swoich ramionach. Nic więcej się nie liczyło. Tylko oni. Zanim się spostrzegli muzyka przestała grać, a oni zatrzymali się. Wciąż jednak stali objęci. Draco przestał patrzeć jej w oczy i spojrzał na cudowne usta, o których już od dawna marzył. Chciał ją pocałować, ale nie mógł. Przecież był bestią. A ona piękną dziewczyną, która mogła mieć każdego. Rozmyślając nie zauważył tego, że schyla się do niej. Był zdziwiony widząc, że ta nie odsuwa się, a wręcz przeciwnie przymyka oczy do upragnionego pocałunku. Nagle zza drzwi sali dobiegł głośny huk. Hermiona i Draco momentalnie odsunęli się od siebie patrząc na drzwi.
- Co to było? - zapytała przestraszona.
- To pewnie po Ciebie - powiedział młody Malfoy sięgając po różdżkę i po chwili był w stroju śmierciożercy z kapturem na głowie. - Musisz iść - dodał nie patrząc na nią.
- Jak to? A Ty? Nie zostawię Cię - powiedziała od razu, ściągając jego kaptur i głaszcząc go po policzku.
- Nie rozumiesz? To jest Twoja szansa. W końcu się uwolnisz, wrócisz do przyjaciół - powiedział unikając jej wzroku. Nie chciał jej tracić, ale wiedział, że tak będzie dla niej najlepiej.
- A co będzie z Tobą? - zapytała ze łzami w oczach.
- Jestem w końcu tylko bestią. Kogo obchodzi mój los - powiedział uśmiechając się smutno.
- Nie mów tak. Mnie obchodzi. I to bardzo - powiedziała ostro - Kocham Cię Draco.. Zakochałam się w Tobie - wyszeptała i pocałowała go delikatnie. Ślizgon przytulił ją zaczesując jej włosy do tyłu.
- Ja też Cię kocham. Dlatego błagam. Wybacz mi - szepnął jej czule do ucha i zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć Draco załamany rzucił na nią zaklęcie ogłuszające, po czym wziął ją nieprzytomną na ręce.
- Dziękuje, że nauczyłaś mnie kochać - szepnął uśmiechając się delikatnie, po czym teleportował się z nią do Hogwartu i tak, aby nikt o nie widział poszedł do Skrzydła Szpitalnego kładąc ją tam. Nie mógł jej skazać na życie z nim. Bestią, śmierciożercą. Był nikim. Po chwili wrócił do Malfoy Manor. Nikogo już nie było. Ani Zakonu Feniksa, ani śmierciożerców. Został tylko okropny bałagan, jedyny ślad, że toczyła się tu walka.
- "Czarny Pan nie będzie zadowolony" - pomyślał idąc przygnębiony do swojego pokoju i przystanął przy rozbitym lustrze podchodząc do niego zdziwiony i niepewnie go dotykając jakby chcąc sprawdzić czy to na pewno nie sen. Był sobą. Przystojnym, dawnym sobą. Ale tylko z wyglądu. Teraz go to nie interesowało. Co z tego, że jest przystojny? Nie ma jej. A teraz tylko ona się dla niego liczyła. Nie władza, wygląd czy status. Tylko ona.

Minął miesiąc. Hermiona chodziła cały czas przygnębiona. Tęskniła za Draco, nie miała od niego żadnych wieści. Miała nadzieję, że nie miał kłopotów przez jej zniknięcie. Nie powiedziała przyjaciołom o zbliżeniu się do  Malfoya. Wiedziała, że nie zrozumieliby jej. Siedziała teraz w Wielkiej Sali grzebiąc widelcem w talerzu. Były walentynki, dzień zakochanych, na których w tej chwili nie potrafiła patrzeć. Wtedy jeszcze bardziej bolało. Zawsze kochała ten dzień, dziś latające kupidyny, róż, konfetti oraz zaczarowane serduszka irytowały ją jak nigdy przedtem. Nagle w Wielkiej Sali zrobił się szum. Wzrok wszystkich skierował się na przystojnego blondwłosego ślizgona, który wszedł do sali szukając wzrokiem tej jednej konkretnej osoby. Olał ciekawskie spojrzenia uczniów oraz plotki, które w tej chwili już powstawały roznosząc się po WS. W końcu ją znalazł. Siedziała przy stole gryfonów nie rozumiejąc zamieszania jakie zrobiło się w sali. Wyprostowała się i spojrzała na drzwi, w których stał młody Malfoy. Kiedy tylko jej wzrok padł na niego on uśmiechnął się łobuzersko.
- Draco - szepnęła wstając szybko i podbiegła do niego rzucając się mu szczęśliwa na szyje. Ten objął ją mocno wdychając stęskniony jej zapach.
- Tęskniłem. - powiedział uśmiechając się delikatnie.
- Ale jak to możliwe? - zapytała głaszcząc go po policzku i patrząc mu w oczy z iskierkami szczęścia. Dracon zaśmiał się cicho pod nosem.
- Potęga miłości - szepnął jej czule do ucha, po czym ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.

THE END




sobota, 2 lutego 2013

Stłumiony ból serca cz. I



Byli sami. Wokół nich cisza, tylko delikatny powiew wiatru delikatnie szumiał. Blond włosy 17 letni mężczyzna stał tyłem do zapłakanej i zrozpaczonej kobiety.

- Wyjaśnij mi dlaczego? To wszystko.... Nic dla Ciebie nie znaczyło? - szepnęła, choć z trudem.

- To nie tak - powiedział cicho zaciskając mocno pięści.

- A jak?! Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy, po ostatniej nocy Ty tak po prostu... Ty tak po prostu odchodzisz - powiedziała płacząc. Mężczyzna odwrócił się patrząc na ukochaną zrozpaczony. Ta nie mogąc dłużej ustać o własnych siłach upadła na kolana chowając twarz w dłonie. Przez dłuższą chwile panowała cisza. Kobieta bojąc się, że odszedł szybko podniosła głowę i ujrzała twarz osoby, która skradła jej serce, a w tym momencie przebiła je sztyletami mocnych i jakże okrutnych słów.

- Żegnaj Hermiona - szepnął całując ją czule w czoło i zniknął. Teleportował się, a ona nie wiedziała nawet gdzie. Miała już nigdy go nie ujrzeć, nie usłyszeć jego czułego głosu, nie poczuć pocałunków przepełnionych miłością i troską.

- Draco... - powiedziała niemal bezgłośnie. Po jej policzkach wciąż leciały łzy. Ale sama była cicho, nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Tak jak na początku, panowała absolutna cisza. Nic nie wskazywało na to, że przed chwilą w tym miejscu zdarzyła się tragedia. Tragedia miłosna. Jedynym dowodem na to były łzy kobiety, która straciła najważniejszą osobę w swoim życiu...


Tak mijały dni, tygodnie, a nawet miesiące, w ciągu których próbowała zapomnieć. Stłumić ból w swym sercu, spowodowany odejściem ukochanej osoby. Wciąż zadawała sobie jedno pytanie. Dlaczego? Zrobiła coś nie tak? Przecież przekonywał, że ją kocha. Nie raz to udowodnił. Czuła, że nie kłamie. W każdym jego pocałunku, czułym geście wyrażał swoją miłość jaką ja obdarzył. Pierwszy raz pokochała, pierwszy raz zaryzykowała i pierwszy raz została skrzywdzona. Żałowała? Nie. Była wdzięczna za każdą chwilę spędzoną z nim. Zawsze kierowała się rozumem. Wiedziała, że związanie się z nim jest poświęceniem. Ryzykiem. Naraziła przyjaźń dla niego, reputacje. Ale to nie było ważne. Posłuchała serca i była naprawdę szczęśliwa. Pierwszy raz w życiu. Dzięki niemu. Pokazał jej rzeczy i rozbudził w niej uczucia o których dotąd czytała tylko w książkach. Myślała, że będzie tak jak w powieściach przez nią czytanych. Że będą jak Romeo i Julia. Zakazana miłość, która jednak i tak wygrywa. Nawet jeśli w ostateczności musieliby umrzeć, by być razem. Szlama i Arystokrata. Nierealne. Wtedy tak o tym nie myślała. Tłumiła w sobie obawy, pierwszy raz w życiu zignorowała rozsądek i posłuchała serca. Zaufała. A teraz jedyne co jej zostało to wspomnienia po tych cudownych chwilach i pustka w sercu, której nic nie wypełni. Przyjaciele, rodzina... Tak, to zmniejszało ból. Ale w końcu musieli wracać do swojego życia, a ból powracał ze zdwojoną siłą. Z czasem jednak zaczęli przychodzić coraz rzadziej. Nie mogli zrozumieć jak długo można cierpieć po rozstaniu. Miała 23 lata, dobrze płatną pracę, duże mieszkanie urządzone tak jak zawsze chciała. Ale to wszystko okazało się niczym. To nic nie znaczyło. Zrozumiała, że jedyne czego potrzebuje do idealnego życia jest On. Ale musiała się na nowo nauczyć żyć. Bez Niego. Wiedziała, że nie będzie to łatwe, ale musiała pogodzić się z jego odejściem. Nie mogła wymazać z pamięci tak po prostu tych wspólnie spędzonych chwil, najlepszych w jej życiu.Pomimo, iż wyrządził jej tyle krzywd, zostawiając ją samą bez odpowiedzi na dręczące ją pytania życzyła mu ze szczerego serca żeby znałazł dziewczynę, która by pokochała Go tak samo mocno jak ona. Nie darzyła go nienawiścią. Mimo wszystkich niedomówień między nimi wciąż darzyła go szczerym uczuciem i pragnęła jego szczęścia. Miała nadzieje, że je znajdzie przy boku innej kobiety, która będzie potrafła mu je zapewnić.
Z zamyślenia wyrwał ją budzik stojący przy jej łóżku. Nie wiedziała po co go ustawia. Codziennie budzi się o 5, mimo iz pracę zaczyna dopiero o 10. Zwykle leżała te kilka godzin i wspominała. Dziś było tak samo. Z tą różnicą, że postanowiła w końcu się otrząsnąć. Przestać myśleć o przeszłości. O nim. Wiedziała, że to do niczego nie prowadzi. Chciała zacząć żyć od nowa. Wrócić do Hermiony jaką była kiedyś. Roześmianą i pewną siebie, a nie pogrążoną w smutku i żalu. Z tym postanowieniem wstała z łóżka i zaczęła się szykować do pracy, którą mimo wszystko uwielbiała. Wszyscy myśleli, że w przyszłości zostanie Ministrem Magii, Szefową Działu Departamentu Tajemnic, Szefową Aurorów. Że zajdzie daleko. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy postanowiła iść w kierunku medycznym i zostać magomedykiem. Uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie min przyjaciół, gdy im o tym powiedziała. Ci jednak wspierali ją w jej decyzji. I tego się po nich spodziewała. Wiedziała, że mimo wszystko może na nich liczyć. Kątem oka spojrzała na zegarek i szybko dopiła kawę, gdy zauważyła, że za 15 minut zaczyna się jej dyżur w Mungu. Zamknęła dom i z uśmiechem wsiadła do samochodu. Czuła, że ten dzień będzie inny. Że w końcu coś się zmieni.
W szpitalu jak to bywa w szpitalach raz się trafił trudniejszy przypadek, a raz nie było przez dobrą godzinę pracy. Mimo, że kochała tą pracę nie mogła się doczekać kiedy skończy się jej dyżur, który jak na złość się przeciągał. Równo o 17.30 wyszła z Munga, uśmiech sam się u niej pojawiał na myśl o spotkaniu z przyjaciółmi. Dziękowała w duchu, że zgodzili się na kawiarnie, która znajdowała się zaraz obok szpitala i nie nalegali na jeden z kolejnych głośnych klubów do których Ginny tak uwielbiała chodzić po zerwaniu z Harrym. Wciąż nie mogła zrozumieć jak tak szybko mogła pogodzić się z ich zerwaniem. Byli ze sobą tak długo. Mieli się pobrać, a na miesiąc przed ślubem zrezygnowali. Uznali, że to co ich łączyło to zwykła przyjaźń, którą pomylili z czymś silniejszym. Chciała wtedy pocieszyć przyjaciółkę, ale ona zdawała się tym nawet nie przejąć. Już tydzień później szalała w klubach podrywając coraz to przystojniejszych mężczyzn. Spojrzała na zegarek i przyspieszyła nie chcąc się spóźnić, Wchodząc do kawiarni rozejrzała się szukając dwóch rudych głów i jednej czarnej jak smoła. Znalazła ich w rogu kawiarni, żywo o czymś dyskutujących i pochylających się nad najnowszym Prorokiem Codziennym. Dopiero teraz przypomniała sobie, że zabiegana w pracy nie zdążyła go przeczytać. Nie zastanawiając się dłużej żywym krokiem podeszła do ich stolika, jednak słysząc podniesione głosy zwolniła.
- Ona nie może się o tym dowiedzieć - syknął Ron do towarzyszy.
- Pewnie już przeczytała ten artykuł w pracy - odpowiedziała zmartwiona Ginny
- Uspokójcie się oboje. Po pierwsze gdyby przeczytała ten artykuł to pewnie odwołała by dzisiejsze spotkanie. A po drugie... - starając uspokoić sytuacje Harry przerwał nagle zauważając stojącą przyjaciółkę obok ich stolika.
- O czym nie mam się dowiedzieć? - zapytała Granger uważnie patrząc na przyjaciół.
Jak na zawołanie cała trójka przestraszonym wzrokiem spojrzała na nią.
- Co? To nic wielkiego, nie masz się czym przejmować. -
Ignorując odpowiedź przyjaciela sięgnęła po gazetę, którą nadal tkwiła na stoliku. W oczy od razu rzucił się jej artykuł

"Dracon Lucjusz Malfoy wraca do kraju?"

Dziedzic jednego z najpotężniejszych rodów ma zamiar wrócić do kraju? Tak donosi informator. Z tajemniczego źródła wiemy, że Dracon Malfoy  z powodu awansu, który dostał ma powrócić do kraju, aby zająć stanowiska Szefa Aurorów. Dowiedzieliśmy się nie tylko tego, ale także że Malfoy Junior przebywał i nadal przebywa w słonecznej Hiszpanii, a do Anglii nie wróci sam lecz z narzeczoną, Mandy King. Panna King tak samo jak pan Malfoy pochodzi z szanowanego rodu czysto krwistych czarodziejów. Z naszych źródeł wiemy, że związek ten rozpoczął się zaraz po skończeniu przez nich szkoły. Od roku są zaręczeni, lecz dopiero niedawno zaczęli planować ślub, który prawdopodobnie odbędzie się jeszcze tej jesieni w Anglii. 


                                                                                                                RITA SKEETER


Po przeczytaniu Hermiona spojrzała na zdjęcie mężczyzny, który pare lat temu złamał jej serce. A w tym momencie na fotografii obejmował długonogą blondynkę o niebieskich oczach. Przyjaciele w skupieniu przyglądali się jej reakcji.
- To nic - szepnęła siadając przy stoliku wcześniej wyrzucając gazetę do śmietnika - To przeszłość i już nigdy nie wróci. - dodała, a widząc nieprzekonane miny przyjaciół uśmiechnęła się,oni widząc to uspokoili się i  zmienili temat na bardziej przyjemny.

"Już za pare dni Anglia. Piekło, z którego udało mi się uciec, a teraz muszę tam wrócić..." - pomyślał Draco wypełniając ostatnie formalności związane z pracą w Hiszpanii. Po sześciu latach spędzonych tam miał wrócić do miejsca, w którym zostawił całą swą przeszłość. Ludzi, którzy wyrządzili mu tyle złego, którymi gardził oraz nienawidził z całego serca. Zostawił osobę, która obdarzyła Go szczerą miłością. Nigdy o niej nie zapomniał. Zmienił całe swoje życie, ale wspomnień o tej cudownej kobiecie nie mógł wymazać. Nie potrafił wyrzucić jej z serca. Choć ułożył sobie życie na nowo, był bogaty, dobrze ustawiony z piękną narzeczoną u boku tak naprawdę nie był szczęśliwy. Wciąż myślał o bolesnej przeszłości choć wmawiał sobie, że to co było kiedyś już nic nie znaczy, że Ona nic nie znaczy. Mimo upływu lat wciąż miał w pamięci ich wspólnie spędzone chwile. Było ich wiele, lecz mu w pamięci utkwiło jedno, najokrutniejsze z ich ostatniego spotkania.Nie mógł, nie chciał i nie potrafił zapomnieć  o jej zapłakanych oczach wypełnionych smutkiem, żalem. Nie mógł i nie potrafił zapomnieć, jednak z czasem zrozumiał, że nie chce zapomnieć o bólu jaki jej sprawił. Wiedział, że wspomnienie krzywdy, jaką jej wyrządził jest jego karą. Cierpiał za każdym razem, gdy przypominał sobie o tej jednej chwili, która całkowicie zmieniła ich życia. Nie widział jej od tamtego czasu, nie miał o niej żadnych wieści. Nie wiedział co się z nią teraz dzieje. Czy wyszła za mąż, ułożyła sobie życie, miała dzieci. A może wyjechała, jak on? Często się nad tym zastanawiał. Tylko raz dostał list od Ginevry Weasley parę dni po ich zerwaniu. Był załamany dowiedziawszy się, iż Hermiona wpadła w depresję, lecz uspokajała go myśl, że są przy niej przyjaciele. Teraz miał nadzieje, że zapomniała o nim i jest szczęśliwa. Choć myśl o tym, że jest z innym bolała, chciał, aby ułożyła sobie życie.
- Kochanie wszystkie meble zostały już przetransportowane do Malfoy Manor w Londynie - powiedziała Mandy wchodząc do jego gabinetu i wyrywając Malfoya Juniora z zamyślenia.
- Dobrze. W ciągu dwóch dni pozamykam parę spraw i polecimy do Anglii - powiedział odwracając  się  w stronę okna. - "Już za dwa dni.." - pomyślał mając przed oczami obraz Hermiony, która z iskierkami w oczach posyłała mu uśmiech pełen miłości.

Dwa dni minęły bardzo szybko. Draco wraz z narzeczoną wrócił do kraju. Następnego dnia miał odbyć się bankiet na cześć nowego szefa Aurorów, zaproszona została na niego cała śmietanka towarzyska świata magii. Wszyscy żyli tym wydarzeniem i każdy chciał tam iść. Było to prestiżowe wydarzenie tylko dla wybranych. Zaproszeń nie mogło zabraknąć dla słynnej Świętej Trójcy. Harry Potter oraz Ronald Weasley jako jedni z Aurorów mieli obowiązek iść na ten bal, aby przywitać z godnością swojego nowego szefa, co nie było im na rękę. Miał rządzić nimi człowiek, którym gardzili za to co zrobił ich przyjaciółce. Nienawidzili go i wiedzieli, że z trudem będzie im okazywanie fałszywego szacunku wobec niego. Wymuszone uśmiechy, nieszczere gratulacje oraz nic nie warta rozmowa podczas której będą powstrzymywać się od powiedzenia tego co tak naprawdę myślą. Przez sześć lat wyciągali przyjaciółkę z depresji. Kochali ją jak siostrę. I mimo iż sami również ułożyli już sobie życie, pomimo iż Ron założył już rodzinę, miał dwójkę dzieci nie zapomnieli o niej. Wspierali ją i pomagali. Nie mogli pogodzić się z faktem, iż teraz, gdy w końcu Hermiona wyszła z depresji, człowiek, który tak ją skrzywdził wraca. Bali się, że znowu się załamie. Że wszystkie te lata pójdą na marne, ze podda się, ucieknie lub co gorsza pozbawi się życia. Tą ostatnią myśl odrzucili od siebie. Nie była do tego zdolna. Przynajmniej mieli taką nadzieję...

Hermiona siedząc przy kominku w starym, rozciągniętym dresie z kieliszkiem ulubionego wina w drugiej zaś trzymając oficjalne zaproszenie na powitalny bankiet nowego Szefa Aurorów rozmyślała czy dobrze robi nie idąc na przyjęcie. Z jednej strony chciała Go zobaczyć, z całego serca pragnęła znów ujrzeć twarz, która z biegiem czasu w jej wspomnieniach wyblakła i nie była już tak wyraźna. Z drugiej strony wiedziała, że nie powinna tam iść, nie powinna go widzieć. Tak podpowiadał jej rozum. Po raz kolejny jej serce zmagało się z rozumem. Parę lat temu wybrała serce. Zaufała. I cierpiała. Tym razem stłumiła pragnienia serca. Postanowiła posłuchać głosu rozsądku. Nie chciała przeżywać po raz kolejny tego samego bólu. Odłożyła zaproszenie na stolik i upiła łyk białego wina. Tego wieczoru nie wyszła już z domu. Nie poszła na przyjęcie.

Co chwile witał się z nowo przybyłymi gośćmi, przyjmował gratulacje otrzymanego awansu za które dziękował z wyćwiczonym już, sztucznym uśmiechem. Jego narzeczona z dumą stała u jego boku również witając gości z uśmiechem.
- Gratuluje awansu Panie Malfoy. Jestem przekonana, że doskonale sobie Pan poradzi na nowym stanowisku. - powiedziała starsza Pani po czterdziestce podchodząc do przyszłych małżonków oraz ściskając dłoń Dracona.
- Bardzo dziękuje. Jednak nie wyprzedzajmy faktów Pani... - zaczął
- Silver, Clarissa Silver. Trzecia żona Ministra Magii oraz przedstawicielka Stowarzyszenia Kobiet Szlachetnie Urodzonych.- przedstawiła się.
- Nigdy o takim stowarzyszeniu nie słyszałam. - zdziwiła się Mandy.
- Działa już ono przeszło trzydzieści lat, Moja Droga. Chciałam Ci również zaoferować członkostwo w tym, że Stowarzyszeniu. - uśmiechnęła się upijając łyk szampana. Draco przysłuchiwał się rozmowie w milczeniu.
- To bardzo miłe z Pani strony. Oczywiście zgadzam się. - ucieszyła się.
- W takim razie przedstawię Ci kilka członkiń. - zaoferowała wskazując na grupkę wyrafinowanych kobiet dyskutujących o czymś.
- Dobrze. - powiedziała i pocałowała narzeczonego. - Zaraz wrócę. - dodała i odeszła z Clarissą. Draco cicho westchnął rozglądając się po sali. Większość osób rozpoznawał z Hogwartu, niektórzy byli nawet z tego samego roku, a część z nich ze Slytherinu. Wędrując wzrokiem po sali zauważył dwóch mężczyzn idących w jego kierunku. Jeden o hebanowych włosach drugi zaś wyższy o płomienno rudych. Na pierwszy rzut oka widać było, że obaj nie są zadowoleni idąc do młodego Malfoya.
- Harry Potter i Ron Weasley.. Słyszałem, że pracujecie jako Aurorzy. - powiedział kiedy Ci do niego podeszli.
- Tak.. Gratulujemy zajęcia stanowiska Szefa Biura Aurorów - powiedział Harry widząc, że Ron nie jest w stanie zdobyć się na uprzejmości wobec Dracona.
- Dziękuje. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować i zostawimy przeszłość za sobą - powiedział Draco pamiętając ich wrogie relacje z czasów szkolnych.
- Niektórym łatwo to przychodzi, prawda Panie Malfoy? - warknął cicho Ronald. Blondyn spojrzał na niego uważnie.
- O co Ci chodzi? Nie jesteśmy już w szkole, nie zamierzam się kłócić. Wyrosłem z tego, dorosłem. Widać niektórym przychodzi to wolniej niż innym - powiedział Draco odstawiając pusty już kieliszek.
- Tobie wszystko idzie szybciej niż innym. Szczególnie zapominanie o rzeczach i ludziach dla Ciebie nie ważnych, zbędnych. Bo taka była, prawda? Zabawiłeś się i Ci się znudziła. Stała się niepotrzebna, więc rzuciłeś ją i zapomniałeś. Tak po prostu - wysyczał z nienawiścią Weasley nie mogąc znieść tego jak człowiek, który stoi przed nim zranił jego przyjaciółkę. Dla niego to było nic, już zapomniał. Tak mu się wydawało.
- Ron uspokój się. To nie czas, ani miejsce - skarcił go Harry. Weasley jednak nie zwracał na niego uwagi wciąż mierząc młodego Malfoya nienawistnym spojrzeniem.
- Posłuchaj mnie uważnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać. Zerwałem z nią, bo nic dla mnie nie znaczyła. Nie kochałem jej, nic nas nie łączyło, wręcz przeciwnie - wiele dzieliło. Nie miałem zamiaru męczyć się w związku, który i tak był bez przyszłości. Lepiej, że skrzywdziłem ją wtedy, niż miałbym to zrobić po kilku latach. Mówię Ci to tylko po to byś zrozumiał, że to co było kiedyś to nic nie znaczące zauroczenie, które ona najwyraźniej pomyliła z czymś więcej. Zresztą Ty nic o mnie nie wiesz, ani o tym co było wtedy między nami. Tamte czasy nie wrócą, więc skończmy lepiej temat. Potter ma racje, to nie czas, ani miejsce na rozgrzebywanie wydarzeń z przed sześciu lat. - powiedział Draco patrząc oschle na Weasleya, który wręcz kipiał wściekłością. Po chwili opanował się.
- Zgoda. Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie - powiedział już spokojniej.
- Słucham? - zapytał Draco patrząc na niego uważnie.
- Skoro nic dla Ciebie nie znaczyła, a Ty i tak chciałeś z nią zerwać to dlaczego spędziłeś z nią noc? I to dzień przed zerwaniem - powiedział. Harry również spojrzał na Malfoya nie mogąc tego zrozumieć. Dracona zaskoczyło pytanie byłego gryfona. Na ułamek sekundy zburzył swą maskę, którą na co dzień przybierał. Przez tą jedną krótką chwile było widać co naprawdę czuje. Było widać jego ból na wspomnienie młodzieńczej miłości, tęsknotę za nią, żal, że to wszystko się skończyło oraz strach, że ktoś odkryje sekret, który od sześciu lat skrywa w swym sercu. Nie mógł wyznać prawdy, kłamał wiele lat, nawet dziś stojąc przed Ronem patrzył mu prosto w oczy i kłamał. Nic dla niego nie znaczyła? Kłamstwo. Ona była dla niego najważniejszą osobą w życiu. Wiedział, że sprawia jej ból, ale to było najlepsze wyjście. Tak było lepiej dla niej, jej rodziny oraz przyjaciół. Musiał ją chronić, dlatego od sześciu lat nosi maskę, do której wszyscy z jego otoczenia już przywykli. Po chwili otrząsnął się z szoku wywołanym pytaniem i ponownie przybrał zimny wyraz twarzy maskując wszelkie emocje.
- Pozwól, że pozostawię to dla siebie - wysyczał. Ron zacisnął pięści ze złości, ale nie odezwał się już. Dracon był jego szefem, a on miał na utrzymaniu dwójkę dzieci i żonę, która po raz trzeci była w ciąży.
- Mam nadzieję, że już nie będziemy więcej wracać do tego tematu - powiedział Draco.
- Nie będziemy - powiedział Harry wyprzedzając Rona, który spojrzał na niego z wyrzutem. Potter jednak nie zwrócił na to uwagi i odciągnął przyjaciela od ich nowego szefa, gdy podeszli następni czarodzieje z gratulacjami.
- Nie mogłeś się opanować? - warknął wściekły zielonooki.
- Harry... To było moje opanowanie, gdybym się nie opanował zabiłbym go na miejscu - mruknął urażony rudzielec, a Harry tylko westchnął bezradnie.
- Złożyliśmy gratulacje, widziano nas, więc chodźmy już zanim Twoje opanowanie minie - powiedział, a Ron tylko przytaknął i wyszli. Dracon patrzył za nimi zamyślony. Cieszył się, że Hermiona ma w swoim życiu kogoś takiego jak oni. Wiedział, że Ci dobrze się nią opiekują, Po zerwaniu bał się o nią, bał się, że z rozpaczy i żalu zrobi coś co zagroziłoby jej życiu. Po tym jak się dowiedział, że wpadł w depresję sam był załamany. Chciał ją przytulić, pocieszyć po bólu jaki sam jej zadał. Choć na zewnątrz niczego nie dawał po sobie poznać to wewnątrz cierpiał. Mimo upływu lat jego serce było rozdarte po utracie ukochanej osoby. Lecz myśl, że ma przy sobie przyjaciół, którzy byli przy niej i wspierali ją tak jak on nie mógł uspokajała go. Wiedział, że jest bezpieczna, że nic jej nie grozi, że ma oparcie. Był wdzięczny Potterowi i Weasleyowi. Mimo iż w szkole darzyli się nienawiścią teraz nie miało to już znaczenia. Zapomniał już o uprzedzeniach i żalach z przed lat. Liczyła się dla niego tylko Hermiona. Jej szczęście, które oni starali się przywrócić jej do życia, a które odeszło w momencie jego odejścia.
- Pewnie jej już dziś nie zobaczę.. Może tym lepiej - pomyślał Draco rozglądając się po sali. Mimo iż wiedział, że jego widok może ją zranić pragnął całym sercem ponownie ją ujrzeć. Miał cichą nadzieję, że zaraz wejdzie na salę, że po tych sześciu latach ponownie ją spotka. Jednocześnie bał się tego, nie wiedział jak ona zareaguje na jego widok. Po chwili jednak odgonił od siebie te myśli i zajął rozmową z Mandy, która wróciła już od pani Clarissy Silver.

Czwórka przyjaciół siedziała w ulubionej kawiarni przy stałym stoliku. Rozmawiali popijając kawę i zajadając się ulubionym ciastem. Co jakiś czas któreś z nich wybuchało niekontrolowanym śmiechem. Było tak jak dawniej. Atmosfera nie była tak napięta jak ostatnimi czasy. Hermiona zaczęła wracać do siebie co wszystkich cieszyło. Harry i Ron nie chcąc tego psuć skrzętnie unikali tematu balu co Granger szybko wychwyciła.
- Jak było na tym bankiecie? - zapytała patrząc to na jednego to na drugiego. Ci od razu zmieszali się unikając jej spojrzenia.
- No wiesz.. To co zawsze. Nudne pogawędki, jedzenie o nazwach, których w życiu się nie słyszało, sztuczne śmiechy i usypiająca muzyka - powiedział Harry pijąc kawę i mając nadzieje, że o nic więcej nie będzie pytać.
- Widzieliście... Gościa honorowego? - zapytała po chwili ciszy. Ron spojrzał na przyjaciela, który nie wiedząc co odpowiedzieć spuścił głowę patrząc na niedojedzone jeszcze ciasto. Ginny spojrzała na brata równie ciekawa co Hermiona, choć tak jak on i były narzeczony bała się jak wieści o młodym Malfoyu wpłyną na Hermione.
- Tak. Musieliśmy złożyć mu gratulacje, ale zaraz jak to zrobiliśmy wyszliśmy - powiedział Weasley. Miona kiwnęła głową w geście zrozumienia i już więcej nie poruszyła tego tematu.

Minęło parę dni. Wszędzie w gazetach pisali tylko o Draconie Malfoyu. Harry, Ron i Ginny z początku bali się, że to wpędzi Hermionę ponownie w depresje, lecz ku ich zdziwieniu ją to w ogóle nie ruszało. Z czasem uspokoili się i żyli normalnie. Sama Hermiona była z tego powodu zadowolona. W końcu minęło sześć lat. On ułożył sobie życie, ona tez tego pragnęła. Chciała wyjść za mąż, założyć rodzinę. W głębi serca jednak żałowała, że nie z nim. On już wybrał. Niestety nie ją.

Skończyła właśnie dyżur w szpitalu. Była bardzo zmęczona, musiała zostać po godzinach. Było już ciemno, na ulicach rzadko można było kogoś zobaczyć. Hermiona jechała do domu słuchając przy tym cicho radia. Na ulicy nikogo nie było. Nagle jednak usłyszała trąbienie, zdziwiona spojrzała w tylne lusterko. Za nią z zawrotną szybkością jechał samochód, który po chwili wyprzedził ją i uderzył w pobliska latarnię. Hermiona szybko zatrzymała się i zadzwoniła po pogotowie. Dopiero teraz spostrzegła znajomy samochód. Widziała go na wielu zdjęciach w gazetach, gdy pewien przystojny blondyn z niego wychodził. Jej serce zwolniło z przerażenia by po chwili zacząć bić jak szalone. Szybko pobiegła do samochodu, gdy się zbliżała łzy cisnęły jej się do oczu zauważając, że w pojeździe znajduje się mężczyzna. Kiedy dobiegła pierwsze co rzuciło jej się w oczy to ciemne włosy kierowcy. Nie ten uwielbiany przez nią tleniony blond...

Pomimo zmęczenia po ciężkim dyżurze wróciła do szpitala. Sumienie nie pozwoliło by jej zasnąć, gdyby nie dowiedziała się czy wszystko w porządku z kierowcą, którym okazał się Blaise Zabini. Nikt nie wiedział kogo mają zawiadomić, ponieważ poszkodowany w czasie jazdy do szpitala stracił przytomność i do tej pory jej nie odzyskał. Policja po sprawdzeniu numerów z tablicy rejestracyjnej samochodu dowiedziała się, że pojazd był pożyczony. Zaraz po tym powiadomili prawowitego właściciela samochodu, który zjawił się po pół godziny w szpitalu pytając o stan przyjaciela.


Było widać, że bardzo martwi się o przyjaciela. Pielęgniarka nie uspokoiła go słowami, że lekarz go bada. Był zestresowany, ponieważ nie wiedział jaki jest dokładnie jego stan i czego ma się spodziewać. Dostając telefon z zawiadomieniem od razu rzucił wszystko czym aktualnie się zajmował i pojechał do szpitala. Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel miał wypadek. Nie martwił się o stan auta, przecież w każdej chwili może sobie kupić nowe i to lepsze. Blaise nie tylko był jego najlepszym przyjacielem, ale również bratem, którego nigdy nie miał. Nie mógł zrozumieć jakim cudem miał wypadek. Owszem lubił szybką jazdę czy to w samochodzie czy na motorze, ale zawsze jeździł odpowiedzialnie dlatego też nie wiedział co było przyczyną wypadku. Nie był przygotowany na to, aby po raz kolejny stracić w swoim życiu bliską mu osobę. Nie był na wiele rzeczy przygotowany, jak również na to kogo ma spotkać u przyjaciela. Drzwi od sali były otwarte. Zamiast wejść, stał u progu będąc w nie małym szoku. Osoba, którą ujrzał w sali przyjaciela przeszła jego wszelkie oczekiwana....